„Przedwiośnie” nie może stać się współczesną epopeją. Dzielą nas od tej książki doświadczenia dużo straszniejsze niż przeżycia Cezarego Baryki w Baku. I sprawy dużo dziwniejsze i bardziej zarazem realne od szklanych domów Seweryna Baryki. Nie została napisana językiem naszego czasu i na to nie ma rady. Jednak ciągle szukamy w niej nie tylko prawdy o latach międzywojennych, szukamy też w niej siebie. (...) warto odgarniając z niej warstwę po warstwie, zapominając o udrękach szkolnej lektury, znaleźć ślady tych, którzy się na „Przedwiośniu” wychowali.
Jan Kłossowicz, „Polityka” nr 46, 14.11.1964
Inscenizacja Hanuszkiewicza jest ascetyczna: reżyser stara się maksymalnie wykorzystać skondensowane w „Przedwiośniu” napięcie ideowe i dramatyczne. Choć w wielu wypadkach „sprzeniewierzono” się Żeromskiemu, ze sceny bije jasny – oczyszczony przez adaptatora – płomień oskarżeń pisarza, zmagającego się ze „śmieszną polską nędzą”.
Sławomir Kowalewski, „Współczesność” nr 176, 31.12.1964