Zobaczyłam na scenie ludzi z mojego pokolenia – wypalonych, zawiedzionych, nieszczęśliwych, niepoukładanych, spragnionych miłości i znużonych iluzorycznością swojej egzystencji. Śmiesznych i tragicznych zarazem. Pokrywających swoje dramaty ironią, cynizmem, błazenadą. I przy tym wszystkim do bólu świadomych! Ale największą przyjemność sprawiła mi doskonale dobrana i świetnie poprowadzona obsada (od Szymona Bobrowskiego, przez Katarzynę Herman, Paulinę Holtz, Edytę Olszówkę, Elizę Borowską, Marię Robaszkiewicz, po Cezarego Żaka, Rafała Królikowskiego, Michała Sitarskiego i Adama Woronowicza). Nie ma w „Letnikach” szarżowania, gwiazdorskich popisów, puszczonych ról. Są kreacje. I to prawdziwe.
Wiśniewski – odpowiednio modelując tekst Gorkiego – zdecydował się dać portret swoich rówieśników: współczesnych trzydziestolatków, którzy podobnie jak ich dziadowie i pradziadowie, wątpią, zdradzają się, kochają i nienawidzą. Do nich też głównie adresowany jest ten spektakl – rozegrany ostro i głośno (m. in. w rytmie piosenek Stinga) przez młodych aktorów z Katarzyną Herman i Szymonem Bobrowskim na czele. (...). I choć trudno zalecić tych „Letników” jako akademicki wzór, z pewnością nie są letni, a wzbudzając skrajne opinie, stanowią świetny pretekst do dyskusji o tym, co jest dziś dla nas naprawdę ważne.