scenografia – Xymena Zaniewska i Mariusz Chwedczuk
muzyka – Andrzej Kurylewicz
recenzje
„Kordian” Hanuszkiewicza chce być mianowicie biografią pewnego odłamu najmłodszej generacji Polaków. Nałożoną na tamtą biografię, belwederczyków, tak aby przenikały się nawzajem. Jak przenika się już moda romantyczna z dzisiejszą młodzieżową. Nardelli nosi na początku błękitny surducik, jakby śpiewał u Niebiesko-Czarnych, i okrągłe druciane okularki: intelektualista, student? Jest melancholijny, zniechęcony, gorzki, pusty, pełen niepokoju; romantycy zwali to spleenem, my frustracją. Dławi go życie bez celu, bez idei. Buntuje się, ale biernie, poprzez brak akceptacji zastanego świata, ucieczkę w dandyzm, w piosenki, w cool Kurylewicza, w romanse. Dość jest zamożny, by wojażować trochę po Europie, podrywać jakieś Wioletty, uprawiać alpinistykę. Szuka jednak autentyczności, wyjścia z fałszywej gry, manifestacji swego buntu, który miałby szerszy, ponadindywidualny sens. Odnajduje go na Mont Blanc: w zrywie wyzwoleńczym. Dlatego w tym momencie kończy się show: obiit Gustavus, natus est Conradus.
Konstanty Puzyna, „Polityka” nr 28, 02.1970
Od czasu inscenizacji „Wyzwolenia” nie widziałem równie czystego, przemyślanego i urzekającego przedstawienia Hanuszkiewicza, jak jego „Kordian”. Jest to spektakl odważny, chwilami szokujący, w którym tekst Słowackiego potraktowany został bardzo swobodnie, a jednak śmiem twierdzić, że jest to przedstawienie bardzo bliskie poetyce romantycznej Słowackiego, pięknie wiążące epikę z ironią i liryką, wybrzmiewające autentycznie tragicznym tonem w finale dzieła. Hanuszkiewicz dowiódł tu raz jeszcze, że rozumie znakomicie poezję romantyczną i neoromantyczną, że umie spojrzeć na nią oczyma człowieka współczesnego, uczynić ją dla nas żywą i ciekawą.