fot. Edward Hartwig; z archiwum Teatru Powszechnego w Warszawie
Galeria
recenzje
Sztuka dzieje się współcześnie, ale początek bierze się ze starożytności, z greckiego mitu. O miłości bowiem można snuć nieskończenie, chętnych posłuchania nie zabraknie. „Eurydyce” Anouilha w Teatrze Powszechnym wróżyć więc można powodzenie – z przyzwolenia bogów i z natury rzeczy. Utrafia w gusta publiczności. No i dzięki autorowi. Zafrapowała go dziewczyna, odmieniona przez miłość i przeznaczył jej smutny los Orfeusza.
Irena Lubaszewska, „Express wieczorny” nr 236, 5.10.1961
Nieczęsto bywa tak staranna obsada nieczołowych ról sztuki. Czternastu aktorów znakomicie obrzydzało mieszczański sztafaż legendy o miłości prawdziwej, warto wymienić jednakże niektóre nazwiska. Bardzo dobra była Janina Martini w roli podstarzałej aktorki. Dobry był Mieczysław Serwiński jako Ojciec. Czesław Byszewski jako Impresario i Marek Wojciechowski jako pokojowy w hotelu. Mam także duże uznanie dla reżyserii niezałamującej technicznej biegłości dialogu i za liryczne, pastelowe prowadzenie czołowych bohaterów. W sumie przedstawienie na pewno udane, dobrze obliczone na gusty środowiska i dzielnicy, przedstawienie, które bawiąc nie nuży. Polecam je gorąco chociażby ze względu na znakomitą kreację Zofii Kucówny.
Wiesław Rustecki, „Współczesność” nr 23, 15.12.1961