Przedstawienie rozpoczyna się niczym film w zwolnionym tempie. W ogrodzie, a może na jakimś skwerze, gdzie gospodarz kiosku z kwasem chlebowym wystawił kilka stolików, spotykają się ludzie z miasteczka. Plotki, ploteczki. (...). I nagle z tej powszechnej paplaniny wynika, że do miasta mają przyjechać inżynierowie, którzy będą budowali drogę. (...). Droga, która ma połączyć miasteczko ze światem, o którym zresztą niewiele wiemy, jest prawie symbolem. (...). Ale wśród wielu sentencji tej sztuki jest i ta, że „ludzie budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść…” (...). W Warszawie dawno nie oglądano takiego koncertu aktorskiego. Tu nawet w epizodycznych rolach mamy małe arcydzieła. (...). Wszystkie role trudno wymienić, choć wszystkie na pewno zasługują na uwagę i uznanie.
M. Zinowiec, „Przyjaźń”
„Barbarzyńcy” mają w podtytule: „sceny z miasta powiatowego”. Taka to jest też sztuka, luźna w budowie, zaledwie ze śladami intrygi, banalnej i melodramatycznej, ale z akcją wewnętrzną przenikającą i łączącą to wszystko w jeden obraz. Obraz prowincji rosyjskiej z początku wieku, ale i obraz życia ludzi z ich małymi i wielkimi dramatami, śmiesznymi i zasmucającymi, ze starciem się różnych moralności, podłością i szelmostwem, nieszczęściem i skarleniem. Odsłonięcie tego obrazu może przerazić. (...). W trupiarni „Barbarzyńców” żyją i szamotają się ludzie tacy sami jak wszędzie, spragnieni szczęścia, miłości, uznania, spełnienia jakiejś roli, znalezienia jakiegoś celu.