Konformista - słynna powieść Alberto Moravii, wybitnego włoskiego pisarza XX wieku. Wydana w roku 1951 była odważnym i bolesnym dla wielu Włochów rozliczeniem z faszystowską przeszłością, wywołując w ojczyźnie pisarza wielką i burzliwą dyskusję. W roku 1970 dyskusja rozgorzała na nowo w powojennej Europie, a jej przyczyną stała się głośna ekranizacja powieści, zrealizowana przez Bernardo Bertolucciego.
Psychologiczne studium „człowieka bez właściwości”; silnie odczuwającego potrzebę autorytetu. Dramatyczne dzieciństwo w dysfunkcjonalnej rodzinie, brak samoakceptacji, połączony z fascynacją siłą - kształtują związki emocjonalne, relacje społeczne, przekonania i światopogląd tytułowego bohatera. Każą młodemu człowiekowi identyfikować się z mieszczańskim społeczeństwem, owładniętym autorytarnym systemem.
Miłość i odkrywanie seksualności, lojalność i zdrada, kryminalna akcja i tajemnica ludzkiej osobowości - światowa prapremiera sceniczna adaptacji Konformisty uniwersalizuje wpisane w nią tematy.
Marek Fiedor znalazł sugestywną formułę wyświetlenia tych niedopowiedzianych zmagań, które w powieści Moravii rozwijają się z konsekwencją antycznej tragedii - od młodzieńczego wstrząsu po upadek dyktatury. (...) To spektakl, który budzi niepokój moralny, ukazując, z jaką łatwością płynie się z prądem. I jak potem nie można już zawrócić.
Tomasz Miłkowski, Przegląd, 20.03.2011
Konformista Marka Fiedora to przenikliwe studium natury człowieka, który rozpaczliwie szukając akceptacji, staje się bezwzględnym faszystą. (...) Moje powieści są przerobionymi sztukami teatralnymi - mówił Moravia, a Marek Fiedor dokonując starannej adaptacji, ten potencjał w pełni wykorzystał. Zrezygnował z chronologicznego przedstawienia zdarzeń, godząc wielowątkowość, kondensując treść i omijając realistyczne opisy Włoch ogarniętych przez faszyzm. Punktem wyjścia spektaklu staje się bowiem upadek reżimu Benita Mussoliniego (ostatniego wydarzenia w powieści) - ilustrowany archiwalnymi zdjęciami z włoskich ulic. Projekcję przeplatają kolejne sceny, w których Fiedor cofając się w czasie, odsłania wspomnienia Marcella (życiowa rola Michała Sitarskiego).
Agnieszka Michalak, Dziennik Gazeta Prawna, 11/13.03.2011
Fiedor nie podejmuje sporu o winę Marcella. Pozwala bohaterowi wykonywać rozkazy, dobierając retrospektywne, szybko cięte sekwencje, w których tłoczy mapę jego osobowości. (...) Światło, rozproszone sitem trzech rozstawionych na scenie ekranów, ustanawia miejsca gry, a wraz z rytmem i przedmiotem należy do techniki montażu, zastosowanej przez Fiedora.(...) Ciągi obrazów i aktorskich interakcji skandują wyznanie wiary stłamszonego umysłu. Marcellowi dobierane zostają kolejne pułapki, w reakcji na które postać wyczynowo usprawnia swój instynkt adaptacyjny.
Mateusz Masłowski, Nowa Siła Krytyczna, 8.03.2011
Imponuje scenografia - wielkie ekrany stylizowane na obrazy Mondriana, które przesłaniają aktorów i pozwalają na interesujące operowanie światłem. Wyświetlają się na nich również fragmenty kronik filmowych, w których obserwujemy upadek dyktatury Mussoliniego.
Karolina Ćwiek, www.teatrakcje.pl, 11.03.2011
W gorzkim Konformiście Marek Fiedor wraca do wysokiej formy. (...) Zwarta adaptacja Fiedora zawiera bowiem wszystko to, co w Konformiście najważniejsze. Jest historią dojrzewania bohatera do stopienia się z tłumem w dowolnej sprawie. Opowieścią o tym, jak sprawić, by twarz widziana w lustrze przy goleniu była podobna do nikogo. Świetnie gra to Michał Sitarski. Jego Marcello wydaje się idealnie wypruty z emocji, gotowy w każdej chwili klaskać i salutować. Statysta doskonały; takim, przekonuje z goryczą Marek Fiedor, historia zbyt często przyznaje rację.
Jacek Wakar, Przekrój, 22.03.2011
Spektakl przyjemnie się oglądało. W tej brzydocie świata pełnego obłudy, okrucieństwa i niestałości zdarzały się piękne widoki. Atrakcyjne długie nogi, kierowca w ciele kobiety, delikatna lesbijska scena, dziwaczny, magnetyzujący taniec, do którego dołączały kolejno coraz bardziej drugoplanowe postaci wraz z charakterystycznymi dla nich kwestiami. Każda z nich miała swój własny krok, tak samo jak można było uchwycić coś szczególnego w pozach i gestach przyjmowanych przez podróżnych, pracowników kolei i lumpów na Dworcu Wschodnim. Nad uderzającą brzydotą tego miejsca rozpościerało się wieczorne niebo ze swoją złamaną niebieskością, nieco pofałdowaną i łagodnie groźną. Ciemne kształty drzew poprzedzały żurawie dźwigów i odległe wieżowce. Czy wtedy, gdy obalano faszyzm niebo nad Italią było takie samo - myślałem, zamieniwszy krzesło na widowni na peronową ławkę.
Jarosław Klebaniuk, www.wywrota.pl, 24.06.2011