1) Ratajczak i dramaturg Piotr Rowicki portretują rzeczywistość - pewnie nie tylko białostocką - za pomocą serii scenek, dramatycznych i absurdalnych, układających się w obraz świata, w którym dobrze czują się tylko biali katolicy, wszelka odmienność jest zwalczana, multikulturowa przeszłość miasta i otwartość są traktowane jedynie jako wabik na środki z Unii Europejskiej, a zblatowanie nazywane wspólnotą.
(Aneta Kyzioł, Wielka Polska na co dzień, Polityka, 27.04.16)
2) Spektakl jest bardzo przyzwoicie zagrany, a każde z siedmiorga aktorów i aktorek wciela się w kilka postaci. Świetna jest Justyna Godlewska-Kruczkowska w farsowo poprowadzonej roli pani profesor i przejmującej roli żony Hindusa, przezabawny jest Michał Tokaj czy to w roli narodowca, który musi zagrać jako statysta w Skrzypku na dachu, czy to w roli geja, który z goniącym go narodowcem najchętniej by poromansował, bo kocha władczych chłopaków z testosteronem (…). Teatr, jak wiadomo, ma tę przewagę nad kinem, że może błyskawicznie reagować na rzeczywistość. Biała siła, czarna pamięć jest tego znakomitym przykładem, a dzięki temu, że reżyser nie przyjął strategii dowalania tylko przekłuwania balona, daje, szczególne białostockim widzom, szansę na zmierzenie się z demonami, które nieustannie budzą się w ich mieście. To jest oczywiście mierzenie się z nimi metodą śmiechu przez łzy, oby łzy oczyszczające.
(Mike Urbaniak, Biała siła, czarna pamięć, dobra robota, panodkultury.com, 18.04.16)
3) Biała siła, czarna pamięć nie jest od tego, by coś „ujawnić”, ale by pokazać, że o wzrastającej fali przemocy werbalnej i fizycznej wciąż można mówić głośno i dobitnie nie tylko z perspektywy stołecznych redakcji. Może i spektakl Ratajczaka jest plakatowy. Ale są takie sytuacje, gdy wywieszenie plakatu jest aktem obywatelskiej odpowiedzialności i odwagi. I siły. (Witold Mrozek, Czyja siła i jaka pamięć w Białymstoku, Gazeta Wyborcza nr 91, 19.04.16)
4) Wybrzmiewa jednak mocno strach przed linczem z powodu innego koloru skóry, wyparcie faktu, że pod obleganym przez matki z dziećmi placem zabaw są żydowskie groby. Dochodzi zaangażowanie zespołu aktorskiego, każdy gra tu do upadłego, a to musi budzić szacunek. Premierę przedstawienia poprzedziły protesty radnych, marsz narodowców, wątła, jak słyszałem, manifestacja pod teatrem. (…). Próba wywołania awantury wypada jednak absurdalnie wobec spektaklu, który - to jest największa niespodzianka i zasługa autorów - ma w sobie potencjał scalający, nie burzy wspólnoty, lecz ją buduje. Ukazuje Białystok nie jako miejsce na mapie, ale stan duszy. Wszyscy go doświadczamy. (Jacek Wakar, Białystok jako stan duszy, Dziennik Gazeta Prawna, 22.04.16)